Jesteśmy już uczniami
I stało się. Pasowanie na ucznia. Sala gimnastyczna wypełniona ponad sześcioma klasami pierwszymi po ok 25 dzieci i prawie podwójna ilość rodziców… Duszno. Gorąco. Dzieci zbite w kupkę. Niewielu rodziców miało szczęście i możliwość zrobić swojej latorośli jakieś dobre zdjęcie. Brak powietrza wyciskał łzy z oczu… A może wzruszenie? Ile rodziców czuło drżenie serca? Chyba wszyscy… Matki i ojcowie.
Co zauważyłam? Tyle ile było mam tyle i tatusiów. Praktycznie pół na pół. I mnóstwo rodziców jak i my – była parami. Jakieś dziwne stereotypy o ojcach krążą… Zresztą. To ja o mały włos miałam nie być na pasowaniu na ucznia. Jednak.
– Jak nie będę nie pogniewasz się?
– Nie mamo.
– A nie będzie ci przykro?
– Tata będzie, zastąpi ciebie.
– To mogę nie przyjść?
– A musisz?
I co? Każdą pracę da się przerobić w innym czasie i każde zajęcia przełożyć bo pasowanie na ucznia jest tylko raz w życiu. I byłam. I z tej duchoty to wciąż łzy w oczach miałam…
– Co chcecie na kolację z okazji waszego pasowania na ucznia? Możecie wybrać cokolwiek. Mama wyczaruje!
– Hamburgery!!! Szkodnik Starszy i sąsiad Filipek Mały zgodnie wybrali kolację. Pobiegłam do sklepu i przy okazji wzięłam im ulubiony napój gazowany – malinowy. Wróciłam, działam przy kuchni. Dzieciaki zrobiły sobie papierowe piekło-niebo i się bawią. Chcąc niechcąc słyszę wszystko…
– O ty będziesz w piekle! – Filipek mówi do Szkodnika Młodszego.
– Dobzie.
Wyliczanka.
– Ty też będziesz w piekle. – Mówi do Szkodnika Starszego.
– O fajnie. Mamo!!! Co się robi w piekle?
– Imprezy. Je się mnóstwo tortów i ustawia walki w błocie lub budyniu.
– To fajnie.
– O a mi wyszło, że będę w niebie.- Filipek siedzi i patrzy na kolorową kartkę. – Nudno mi będzie bez was…
Dogadali się, że nieważne kto i gdzie to i tak jak to sąsiedzi będą trzymać się razem. Wchłonęli po dwa hamburgery i wznieśli toast za dobre oceny w szkole.
Dzieci już w łóżkach. A ja? Muszę się przyznać, że też stałam się uczennicą. Studentką. Następną swoją pasję chcę rozwinąć. A, że nie było duzo chętnych na stucja zaoczne – cuż… Jestem na pierwszym roku. Stacjonarnie.
Jak to jeden z sąsiadów ujął: to masz dużo kasy i czasu.
Jasne… Cóż… Jestem cholera jasna nieco tym przerażona!
Jednak to wyzwanie. Matka, studentka, żona i wiecie… tak dalej 😉
Ot życie 😉 Zwyczajne życie…
Ciekawe co nam przyniesie…
To gratulacje na nowej drodze szkolnej!
to masz już pełnoprawnego ucznia w domu 🙂 a co do wyzwań- dobrze, że się pojawiają, że się pozwalają rozwijać i odkrywać nowe pasje, przynajmniej się nie zastajemy w sobie i idziemy do przodu….
To będziecie się uczyć ramię w ramię. 😀 Gratuluję i mamie, i córce. 🙂
Powodzenia ! 😉
Pięknie 🙂
Mając dzieci mozna z nimi ramie w ramie pójść się edukować, wyedukować i pozdawać egzaminy, pomachać dyplomem zawodowym na przykład 🙂 Można 🙂 Ja z dwójka dzieci zostałam urzędnikiem państwowym dyplomowanym, więc moja droga z Twoim powerem…pikuś 🙂
A właśnie 🙂 Brat socjolog ( nie mylic z socjopata) pół godziny temu sie obronił 🙂 Czego i Tobie zycze 🙂
Na pewno poradzisz sobie z dziećmi, na studiach i z mężem :)) Pozdrawiam !
Serdecznie gratuluję i życzę wszystkiego najlepszego na nowej, szkolnej drodze życia. Zajrzałem – bo temat szkoły interesuje mnie ostatnio bardzo szczególnie, a to dlatego, że życie pozwoliło mi porównać różne systemy edukacyjne.. 🙂 Na przykład w innych krajach „pasowanie na ucznia” jakoś popularne nie jest, a mimo to dzieci chodzą do szkoły, są uczniami, zaś czas gdzie indziej marnowany na przygotowania do akademii, „rycie wierszyków”, szopki i pasowania na ucznia – poświęcają na coś wręcz u nas niespotykanego… na naukę 😉
Zapraszam serdecznie, jeśli zechce Pani poczytać o innych porównaniach edukacyjnych http://www.niegramotny.blog.pl Pozdrawiam i wesołej szkoły 🙂 Jędrzej
[…] natomiast marudziła, że musi iść do szkoły. Szkoła to dla niej zło konieczne i ciężko ją przekonać, by […]