Zabezpieczenie przed dziećmi…
Starsza obudziła się z bólem gardła i pokaźnym guzem pod brodą. Od razu zadzwoniłam do lekarza i cud! O 8:30 już Starszą przyjął. Prawdopodobnie to powiększony węzeł, dostała syrop przeciwzapalny, receptę na antybiotyk, jeśli zacznie gorączkować i skierowanie do laryngologa, jeżeli do poniedziałku nie będzie poprawy. Pobiegłam do apteki po syrop i oczywiście zostałam z nią w domu.
Próbuję otworzyć butelkę. Butelka ma oczywiście zabezpieczenie przed dziećmi, czyli trzeba najpierw (chyba) docisnąć a potem przekręcić by się otworzyła.
Dociskam, kręcę i nic. Nie dociskam, kręcę i nic. Kręcę w te i wewte. Dociskam. Nie dociskam.
– Nosz jak to się otwiera! – Wkurzam się już na siebie… Podchodzi Starsza i pyk otworzone.
– Mamo! Ty zupełnie jesteś jak małe dziecko! Zupełnie!
Zupełnie…
Ot życie 😉
Takie są już te nasze dzieci. Moja trzylatka szybciej rozpracowała smartfona, niż ja. Tylko dlatego, że nie bała się naciskać ikonek (bo ja – panikara – zaraz zastanawiałam się, czy czegoś nie poprzestawiam i jak potem wrócę do punktu wyjścia?)
Tak. Moja starsza Karolina (13) i młodsza Amelka (8) miały grypę. Nie mogłam im rozpakować tabletki, a one od razu :). Było mi tak wstyd…
… domestosy takie mają i krety mają i nie-krety i nawet ostatnio płyn do kąpieli też miał ” przyciśnij w zaznaczonym miejscu ” 🙂 I taka mnie naszła refleksja…średnio czytające dziecko o ile dociekliwe poradzi sobie z każdą zakrętką 🙂 ciężej czasem odkręcić mleko :))
dostaję szału przy tych zabezpieczeniach 🙂
No właśnie dopadł mnie ten problem, nie potrafię otworzyć butelki z rozpuszczalnikiem. Poczekam na przebudzenie mojego dziecięcia, może pomoże. Tyle, że ja nie mogę powiedzieć: kręcę i nic. Bowiem kręcę i dewastuję swoje geriatryczne już, bądź co bądź, nadgarstki.