Z mężczyzną jak z dzieckiem…
Szkodniki dostały książeczkę do nauki Origami. Wieczorami namiętnie próbują składać, układać, zginać, zaginać. Wciągnęły w to tatusiów i wciągają wszystkich przelatujących przez nasze mieszkanie. Ostatnio tatuś – sąsiad, ten od wiertary, zrobił fenomenalnego dinozaura. Zachwycony cieszył się jak dziecko, że mu takie cudo wyszło. Nawet biliśmy mu brawo! A co! 😉
Sąsiada zaczął boleć ząb. Pierwszy wieczór składa z dzieciakami figurki i pojękuję. Drugi wieczór, trzeci…
– Wygoń go w końcu do dentysty! – Mówię do sąsiadki.
– Co ty! Nie wygonisz go! Nie ma siły, która go zmusi by poszedł do dentysty!
– Przestań gotować, „zgub klucze do auta”, powiedz, że zaprosisz mamusię na tydzien, albo niech cię wieczorem głowa chronicznie zacznie boleć – Radzę zatroskana.
– Mówię, ci nic go nie zmusi! Próbowałam. Nie da rady.
Następny dzień pojękiwań sąsiada. I następny. I nie idzie do dentysty.
Znów wieczorek. Szkodniki i sąsiedzkie dzieci składają origami. Sąsiad pojękując z nimi. Sięga po książeczkę by wybrać nową figurkę. Nagle, przyglądając się jej, praktycznie krzyczy:
– W tej serii jest jeszcze origami – samoloty!!! Jeju! Jak ja bym sobie takich samolocików narobił, pod sufitem powiesił i podziwiał! Jejku! Jakie to fajne!
Na to my z sąsiadką jednocześnie krzyczymy:
– Kupimy ci taką książeczkę tylko idź do dentysty!!!
I wiecie co? Poszedł! 😀
Ot życie!