Siódme urodziny matki

17 listopada 2007 roku ok godziny 17, 30 pokroili mnie i wyciągnęli pierwszego Szkodnika. Usłyszałam głośny płacz. Ucieszyłam się jak cholera, bo przyjechałam do szpitala ociekając krwią a nie wodami płodowymi. Było poważnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, bo lekarz po zbadaniu rzucił tylko krótko: na stół!  Kiedy było niejako po wszystkim mój lekarz stwierdził, że idzie pić wódkę i kibicować Naszym.  I poszedł, a ja trzymałam kciuki by Nasi wygrali. Polska – Belgia 2:0. Podejrzewam, że mój lekarz po zakończonym dyżurze miał deser w postaci ulubionych emocji i był szczęśliwy. I ja też.

I ja też. Przynieśli mi Skrzata. Wzięłam na ręce zawiniątko w niebieskiej czapeczce i nadałam imię. Szkodnik miał malutki zadarty nosek i cudowną miękką skórę. Pachniał jak marzenie. Pachniała. Córka ma Pierworodna…

Jestem matką od siedmiu lat.

Siedem lat!

To hard core!

Z jednej strony dzieci to słodycz. Cudowności, cukiereczki i ciasteczka. Całuski. Ramionka, które oplatają cię wieczorem i oczy wpatrzone w ciebie jako słońce na niebie. Wyznacznik czasu i przestrzeni. Wpatrzone z zaufaniem jakiego nigdy nie doświadczyłeś i więcej nie doświadczysz! Wpatrzone z przeświadczeniem, że tylko to co najlepsze możesz tym oczkom dać…

Z drugiej strony dzieci to same szkody 😉 Nieprzespane noce, tony chusteczek wycierających zasmarkane noski, pieluchy a w nich… Pomalowane ściany i podłogi. Oblepione plasteliną włosy. Modelina wciśnięta w ręczniki. Fochy na nieróżowe rajtuzki. Fochy na jajko, bo nie tak na miękko jak trzeba… Siedem razy w tygodniu naleśniki aż do znudzenia a potem parówki czy pomidorówka z lanym ciastem bo reszta jest be. Połamane obcasy bo: mamo uczyłam się chodzić w twoich stukających butach. Drzwi wejściowe onaklejkowane w różowe diabelne potworki 😉 Cienie matki użyte jako śnieg a tusz do rysowania szlaczków na sukience lalki…

No tyle tych szkód…

My matki najpierw podcieramy pupy. Pomagamy setki razy wstać dziecku, by nauczyło się chodzić. Pilnujemy by chemii nie jadło. Czuwamy, kiedy gorączka w nocy je wybudza. Całujemy rączki, kiedy śpi i jak mantrę powtarzamy: kocham cię! Zmieniamy pracę, dokształcamy się, uczymy po nocach by dziecko miało lepiej niż my….

Kochamy swoje dzieci do utraty tchu.

A kiedy nam tchu brakuje?

Kiedy dziecko na swoich siódmych urodzinach, obwija ciebie z tuzinem innych dzieci jako mumię i masz całą twarz zatkaną papierem toaletowym. I dusisz się. Dusi cię śmiech twojego dziecka i innych. Szczery, cudowny, radosny śmiech. Śmiech nie wymuszony. Śmiech spontaniczny. Śmiech, którego nigdy nie zapomnisz!

Od siedmiu lat jestem matką. Jak mumia obwinięta radością dzieci. I choć czasem mnie wkurzają i czasem mnie dusi bycie matką to ten śmiech jest zapłatą za wszystko… Nieprzespane noce, niespełnione pragnienia, niezamorzone zwroty w życiu.

Ma pierworodna ma siedem lat. I ja mam siedem lat. Mam wrażenie, że okres sprzed bycia matką nie istniał. I zawsze kiedy rzucam pytanie w przestrzeń:

– Co my robiliśmy jak dzieci nie było?

– Łaziliśmy po Bieszczadach i grzebaliśmy w Skodzie. A poza tym nudziliśmy się. Cholernie nudno było 😉 – Stwierdza Prywatny Wiking.

I coś w tym jest. Szkodniki szkodują, ale dobrze nam z tym.

Lubię być mamą.

Lubię być mamą Szkodników.

Obyś nigdy nie zgubiła marzeń moja Pierworodna…

Najlepszego!

 

6 KOMENTARZE

  1. A ja też pamiętam podobnie ten mecz, bo po nim dostałam skurczy i pojechaliśmy do szpitala, by następnego dnia o 10 rano zostać mamą ♥

  2. Najlepszego i niech się chowają zdrowo i wciąż dostarczały Wam samych radości i dumy. Ja już mam swoje 37 urodziny, bo czas leci, że się nie obejrzałam 🙂

    Dużo szczęścia 🙂

  3. Wszystkiego najlepszego 🙂 Mój mąż też mnie ostatnio pytał, czy pamiętam jak to bylo „przed córcią”…? Jeszcze pamiętam, bo to dość świeża sprawa..i nie chce zapomnieć 🙂 mimo że od pół roku życie jest zdecydowanie pełniejsze 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.