Kutia, czyli sprytny sąsiad zbiera oklaski

Działo się to dokładnie rok temu.

Jak wszyscy wiecie, sąsiadów się nie wybiera. Przyjmuje się ich takimi jakimi są. Tak jak oni nas. Miałam to szczęście, że na sąsiadów trafiłam świetnych (poza paroma incydentami, ale to wiecie… życie!) Czas świąt jest czasem wzmożonej aktywności kuchennej i aby sobie ułatwić życie, często, gęsto wymieniamy się z sąsiadką gotowymi daniami. Ona załóżmy naprodukuje kilkadziesiąt sztuk więcej pierogów dla mnie, ja coś tam innego.

Rok temu produkowałam kutię.

Kutia na naszych terenach jest tradycyjną potrawą wigilijną. Przywodzi mi na myśl pewną osobę…KLIK

Kutia to, jako jedna z głównych potraw uroczystej wieczerzy. Przyrządzano ją z gotowanej pszennej kaszy zaprawionej miodową sytą, do której często dodawano utarty mak oraz rozdrobnione orzechy. Władysław Zawadzki w „Obrazie Rusi Czerwonej” zwraca uwagę na archaiczność tej potrawy podkreślając, że „już sam sposób przyrządzania kutii zdaje się wskazywać jej starożytne, sprzed cywilizacyjnych czasów, pochodzenie, gdy jeszcze nie znano młynów ani żaren, a garść ziarna i maku, osłodzona miodem z leśnej barci wydartym, świąteczny stanowiła przysmak”.

 

Takiej kutii nawarzyłam sporo. Sąsiadka wpadła przed wigilią i nastąpiła tradycyjna wymiana pełnych misek, tudzież garnków. I sąsiadka pomknęła na rodzinną wieczerzę, przy której zbiera się prawie dwadzieścia osób.

Jakiś czas później odbieram telefon.

– Sąsiadko! Jak ty gotujesz  kutię? – Słyszę szept sąsiada. Wiecie, tego uczynnego co ratuje mnie zawsze w trudnych sytuacjach.

– Jak to jak? Normalnie.

– Ale ja dokładny przepis potrzebuję?

– Teraz?! Jutro ci napiszę.

– Kiedy ja koniecznie teraz potrzebuję!

– Oj… Pszenicę namocz, ugotuj, dodaj mak, orzechy, miód..

– Ale dokładne proporcje!

– A po co ci? I czemu tak szepczesz?

O kazało się, że wszyscy bez wyjątku zachwycali się kutią. Oczywiście padło pytanie, kto ją przyrządził. Sąsiad wyrwał się, dumny wypiął pierś, że to on. Nie spodziewał się, że wszystkie ciotki wyciągną notatniki, by przepis spisać niezwłocznie. Wywinął się z tego, wyjściem na papierosa i kurcgalopkiem pobiegł za dom, by do mnie zadzwonić.

Przepis podał, pochwały zebrał.

Wczoraj mknę sobie z uczelni i inna sąsiadka do mnie z pytaniem jakiej pszenicy używam i miodu, bo moja kutia najlepsza w okolicy. Pytam grzecznie skąd takie informacje? Jak to skąd, wszyscy o tym mówią jak sąsiad dostał próbował przywłaszczyć sobie moje kulinarne dzieło.  Nawet dobrze mu szło, ale jak się zerwał tak szybko na papierosa to wszyscy się kapnęli, że kręci jednak przez grzeczność i święta pozwolili mu cieszyć się ze swojej wkrętki.

Prawie rok, sąsiad chodził dumny jak paw, że taką pyszną kutię przyrządził. Ciekawe czy w tym roku również będzie próbował rodzinkę wkręcić 😉

 

 

8 KOMENTARZE

  1. Próbowałam kutii, którą dostałam kiedyś od koleżanki, a dla niej zrobiła teściowa. Jedną łyżkę byłam w stanie zjeść. Może gdyby innych słodkości nie było…
    Ale pyszna, zdrowa, a niby składniki proste 😉

  2. A widzisz, należało do miski z kutią dołączyć karteczkę: ” SKŁAD ZASTRZEŻONY, KUTIA RUDOWŁOSEJ STUDENTKI”. Ava, łap dotacje w przyszłym roku i koniecznie załóż etniczną kawiarenkę, toż to grzech takie talenty kulinarne marnować:)
    A sąsiad? Cwaniak, ale skoro musiał czymś błysnąć i minąć się z prawdą….Udało mu się dzięki Tobie:)

  3. Niegdyś mama przyrządzała kutię, ale najpierw ja musiałem utłuc pszenicę. Sypało się pszenicę do mocnego woreczka, polewało wodą i tłukło drewnianą pałą (na pieńku do rąbania drzewa). Ciężka to była praca dla dzieciaka, ale warto było! Teraz też tak się robi?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.