Sąsiad z wiertarą
Działo się to kilka dni temu. Wybierałam się na wycieczkę do Krakowa razem z gromadą studentów. Koleżanka, która mieszka w głębi Bieszczad martwiła się jak dojedzie na 5:30 czyli skoro świt do miasta. Stwierdziłam, że: pakuj się do mnie kobieto na noc, mieszkam kilkaset metrów od przystanku, więc zamiast przedzierać się w nocy przez zaspy, przedrzemy się spokojnie przez dwie ulice.
Koleżanka wieczorem przybyła, rozpakowała się i mówi, że jeszcze laptopa w aucie zostawiła i leci po niego by w nocy nie zamarzł. Naciska klamkę i nic. Kręci łucznikiem w te i wewte i nie może drzwi otworzyć.
– W stronę kuchni kręć!
Kręci i nic. Podchodzę, sama próbuję i nic. Drzwi na dolny klucz nie zamykałam, łucznik we właściwej pozycji i drzwi nadal się nie otwierają. Kurczę… Prywatny Wiking dobre dwie godziny jazdy od domu i wróci dopiero jutro na wieczór, po piątej rano wyjść musimy, do Szkodników zamówiona sąsiadka co by je rano odprowadzić, wycieczka zaklepana a tu drzwi się nie otwierają oczywiście trzy godziny przed północą!!!! Już czarnowidztwo we mnie legnąć się zaczęło, że nigdzie nie wyjdę do powrotu Wikinga. Nici z wycieczki, Szkodniki do placówek edukacyjnych też nie wyjdą i w ogóle zostanę w mieszkaniu jak ta księżniczka na zamku i już nawet w różowej sukience zaczęłam się w wyobraźni widzieć. Fuj!
No dobra, najpierw dopadam kluczyk i próbuję go wepchać do dziurki. Nic z tego. Ciśnienie mi skacze. Koleżanka przez balkon wyszła po laptopa i stwierdziła, że nie nastawiła się na szkołę życia i przetrwania, ale na tyle co mnie poznała to nic ją już nie zdziwi…. Siekiera na balkonie leżała i już w myślach odrąbałam prawie klamkę, ale…
Dzwonię do Prywatnego Wikinga i mówię co się stało. Oznajmił, że pewnie zamek się zepsuł i trzeba to pewnie rozwiercić…. Ta… Tylko, że wszystkie wiertarki i inne zabawki ma jak ze zwykle w bagażniku… Siekierą nie mogę? Kategorycznie zabronił.
Dzwonię do sąsiadki obok.
– Bo wiesz, nie mogę drzwi otworzyć – tłumaczę dokładnie co się stało- Jest twój Mężczyzna w domu?
– Dopiero co po pracy przyszedł. Jeszcze nawet nie zjadł.
– To powiedz mu POMOCY! RATUNKU! A ja poczekam…
Za chwilę słyszę jak sąsiad próbuje się dobić od drugiej strony. Ni hu hu…
– Sąsiadko ja przez balkon wejdę!
I wszedł z wiertarą konkretnych rozmiarów, dziur kilka wywiercił, zamek zepsuty wykręcił, pokazał co się zepsuło i na dodatek zdążył przed ciszą nocną! Zadzwonił do PW. Opowiedział co się stało, oczywiście to co PW podejrzewał i na koniec skwitował.
– Ciebie nie ma a ja tu jak zwykle z ratunkiem spieszę, dziury powierciłem, ale jak Szkodniki naklejki przykleją to drzwi dalej jak nowe będą! O taki dobry jestem!
O tak! Dobry sąsiad z wiertarą! I na wycieczkę pojechałam 🙂 W duchu cieszyłam się, że drzwi dziestoletnie, nie wymieniliśmy jak było w planie. Ot dwie dziury to charakteru więcej nabrały 😉
Koleżanka opowieści o sąsiedzie, bohaterze snuła przez całe dwa dni. Ledwo telefon odłożyła a tu już odsiecz z ciężkim sprzętem! Takich sąsiadów mieć to marzenie! I jeszcze przystojny… I taki uczynny! Eh!
I koniec końców stwierdziłam, że całe szczęście, że ten zamek wieczorem się zepsuł, a nie rano. Rano to bym już na pewno do Krakowa nie wybyła, fajnych ludzi nie spotkała i w ogóle kilku historii bym nie opisała 😉
Ot życie 😉
jak to dobrze mieć takiego sąsiada po ręką 🙂 nic tylko pogratulować!
Czasami zdarza się ze sąsiedzi są jakoś tak mało uspołecznieni tak jak by sami mieszkali nie mówiąc już o swoich czworonogach http://www.alestrona.net/3296/kochany_sasiedzie.html rozumiem ze zwierze chce się załatwić ale to zależy od właściciela gdzie.
A wracając do tematu wiertarki to jak w końcu udało się rano zamknąć drzwi ?
Na łucznik. Główny zamek był wykręcony i dopiero wieczorem wstawiony nowy. Co prawda przez cały dzień była szpara, ale… 🙂
Świetna, zabawna historia z morałem! 🙂
No sąsiad niezły co po balkonach chodził 🙂
Ja od kolegi słyszałem z opowieści jak go rodzice nie chcieli wypuścić na dwór to z czwartego piętra schodził po balkonach na dół, ale ktoś to zauważył i nim zeszedł zatrzymały go służby. Nie chciało mi się w to wierzyć dopóki jego rodzinka tego nie potwierdziła.
[…] – Sąsiadko! Jak ty gotujesz kutię? – Słyszę szept sąsiada. Wiecie, tego uczynnego co ratuje mnie zawsze w trudnych sytuacjach. […]