Zwyczajne wyczyny matki…
Zwyczajny dzień dobiega końca. Zaplanowałam sobie na dziś, że będę wytrwale się uczyć. Wymyśliła sobie matka studia a na studiach regularnie przydarzają się sesje… Matka też student 😉 sesji nie ominie.
I fajnie. Zaprowadziłam Szkodniki do placówek edukacyjnych i sama usiadłam do pragmatyki. Nie minęło kilka minut – telefon. A co i jak i czego trzeba się nauczyć. Dobra dalej siadam do nauki. Telefon nr dwa czy mam zadania z grafiki. Potem telefony z pytaniami o program, testy, terminy egzaminów itp. Przecież matka regularnie na zajęciach bywała i wszystko wie… 😉 Koło południa przypomniałam sobie, że jutro w przedszkolu dzieci mają występ z okazji Dnia Babci i Dziadka a mamusie mają przygotować poczęstunek. Ciasto! Dobre ciasto nie wymagające zachodu!
Od czego są fejsbooki i inne tweetery 😉 Hasło rzucone i przepis brownie Wedel mi podrzucił. Pobiegłam po Szkodniki i po drodze kupiłam niezbędne składniki. W domu sobie przypomniałam, że nie mam proszku do pieczenia. Jeszcze raz do sklepu. Na szczęście sklep praktycznie pod domem. Zabieram się za brownie a tam oczywiście w przepisie nie ma proszku do pieczenia 😀 20 min i brownie przygotowane, następne 40 i taki zapach w domu, że miałam wrażenie, że korniki porzucą drewno i zmienią dietę na czekoladową…
– Takie małe ciasto dla babciów i dziadków? Myślisz, że oni tak jak ty są na diecie?
Nie ma to jak jasno i wyraźnie pochwalić matki kuchenne wyczyny.
Zabrałam się za sernik na zimno. Trójkolorowy: czerwono-żółto-zielony. Etapami tworzyłam kolorowe cudo wchłaniając technologie multimediów. W międzyczasie znów telefony. Jakbym jakąś kumulacje wygrała! Odrabianie lekcji ze Szkodnikiem minęło jak zwykle bez zgrzytów. Policzone bałwanki i inne takie, więc wymyśliłam sobie, że odetchnę z 20 minut w wannie przed kolacją.
I siedzę sobie w wannie oczywiście z notatkami z pragmatyki. Maseczka na buzi, maseczka na włosach luzik. Nagle do łazienki wpadają z wrzaskiem Szkodniki:
– Mama ciuma!
Matka prawie zawału dostała i notatki z pragmatyki utopiła.
Suszą się teraz.
Ja wiem, czy jest sens jeszcze się uczyć? Rano muszę dostarczyć ciasta do przedszkola, Starszą do szkoły i szybko dobiec na kolokwium. Zdać. A potem zaliczyć najlepiej na pięć grafikę…
Mam stracha… 😀 Popatrzcie jak mi brownie pięknie wyszło! Sernika nie pokażę bo jest w specjalnym pojemniku i w nim muszę go zanieść do przedszkola.
Eh… Lubię patrzeć na spokojnie śpiące dzieci. Ich równe oddechy sprawiają, że człowiekowi się więcej niż minimum…
Ot życie…
No to trzymam kciuki za wyniki.
No i jak? Zaliczyłaś na piątkę?
4,5 😀
Jeszcze jeden egzamin a poniedziałek i dwa w środę… Tego w poniedziałek tak się boję, że mi portki w szafie się trzęsą 😉
Znam to dobrze 🙂 sama zaczelam studia jak mialam 32 lata i 3 dzieci 🙂 bardzo milo wspominam ten czas.dzieci moze troche mniej bo i mnie bylo wtedy mniej dla nich .zycze powodzenia i samych 5 🙂