Oskalpowana matka…
Tak. Doszłam do wniosku, że nic tylko skalpel. Schudłam dość sporo, ale brzuszek porozciągany ciążami nijak nie chce się wchłonąć. Nic tylko wyciąć tę przebrzydłą oponkę. Skalpel to ostateczność… Nie lubię krwi, oj nie lubię! No bo jak to, tak na własne życzenie się kaleczyć? Ale jednak…
Zdecydowałam się użyć skalpela Ewci Chodakowskiej. Wybór padł na nią właśnie z dwóch prostych powodów. Pierwszy to ziomka. Zawsze byłam i będę lokalną patriotką. Drugi powód to opinie znajomych, które z nią ćwiczyły i rzeczywiście wysmukliły genialnie ciało, co widzę na własne oczy! I to niektóre po dwóch miesiącach ćwiczeń! No to matka też poćwiczy…
Zaczęłam w zeszły poniedziałek. Włączyłam na laptopie filmik ze skalpelem Ewy, przygotowałam sobie ręcznik zamiast maty i pełna optymizmu zaczęłam…
– Mamo! Możemy z tobą? – Szkodniki pełne entuzjazmu zaczęły ćwiczyć. Młodsza po 15 minutach wymiękła. Oddaliła się do pokoju dzieci, a Starsza wytrwała ze mną do końca! Ośmiolatka ma kondycję świetną! Nie to, co jej matka… Przy niektórych ćwiczeniach myślałam, że nie podołam. Jednak cały program wytrwałam, czerwona jak burak i zmęczona jak po czyszczeniu stajni Augiasza powlokłam się do pokoju dzieci a tam Młodsza słodko spała…
Wtorek. Znów wieczorem, przełamując własne „niechcemisiebędęgrubaijuż” zaczęłam machać imadełkami…
– Mamo, nie tak! Ta pani robi to inaczej!
– Mamo, za wolno! Ta pani robi to szybciej!
– Mamo, wyżej nogi! Ta pani robi to lepiej…
Nosz Szkodniki! Normalnie usiadły sobie i każdy mój ruch komentowały! Trenerki matki ;). W środę, jako że zajęcia miałam od 11.00 do 19.00, po odprowadzeniu Szkodniczków do placówek edukacyjnych raz, dwa stwierdziłam, że przerobię ten skalpel. Przerobiłam, zmęczona i zadowolona z siebie, że jednak nie poddałam się wzięłam prysznic i pobiegłam na uczelnię. Wieczorem Szkodniki włączają laptopa:
– Mamo ćwicz!
– Ćwiczyłam rano.
– My tego nie widziałyśmy, więc się nie liczy!
– Ale naprawdę ćwiczyłam rano!
– Nie liczy się!
Nie przekonałam ich i tak nade mną stały i tak gadały, że się poddałam i jeszcze raz się oskalpowałam…
Teraz ćwiczę wieczorami! Przy asyście Szkodników, które na przemian mnie besztają lub biją brawo jak coś wykonam idealnie! Udało mi się w tamtym tygodniu poćwiczyć 6 razy. Daję sobie miesiąc na przetestowanie Ewci. Zmierzyłam obwody i tym będę się sugerować 🙂 Dam znać, czy coś drgnęło. Oczywiście do tego regularne 5 posiłków dziennie bez cukru i białej mąki. No i trening kontrolowany przez Szkodniki!
– Mamo! Ty chcesz być jak ta pani Ewa?
– Niekoniecznie dziecko. Chcę schudnąć 5 kg i mieć smuklejszą talię. To mój cel.
– To kiedy to będzie?
– Przy dobrych wiatrach za dwa miesiące.
– A jakbyś chciała być taka jak ta Ewa? To ile to by zajęło?
– Podejrzewam, że z rok.
Starszy Szkodnik zniknął w dziecięcym. Po chwili słyszę jak Szkodniki szepczą.
– Musimy pilnować mamę, by ćwiczyła codziennie. Wtedy będzie jak ciocia Gosia i ta Ewa z programu!
– I będziemy zjadać cekoladki. Zeby nie grubła!
– O właśnie! I lody!
– Mama będzie jak księznicka Fiona po odcalowaniu! Taka piękna!
– Albo jak Barbie! Tylko szkoda, że różowego mama nie lubi.
– W luzowej sukience slicnie by wygladała!
– Oj tak!
No to wiecie… Trening na najbliższy rok mam zaplanowany 😉
Moja żona ćwicząc z Ewą schudła 12 kg! Tak jej to weszło w nawyk, że ćwiczy cały czas, choć wygląda doskonale.
Powodzenia! Dasz radę 🙂 Szkodniki pomogą 🙂
Gratulacje dla żony! 🙂
No no fajnie masz. Ciebie ma kto motywować do ćwiczeń.
Też myślałam aby powyginac się z Ewcia ale takiego sztabu trenerskiego jak Ty nie posiadam.
A może wypożyczysz szkodniczki na miesiąc ? 😉
Z chęcią, nawet na dłużej 😉
Umowa stoi 😀
ej! Te Szkodniki litości nie znają! Ja bym im jakąś karę zafundowała za znęcanie się nad matką własną 😉
Ave… POWODZENIA w zrzucaniu wagi. Nie wiem skąd Ty bierzesz siłę na Chodakowską.
Dzielna jesteś! Ja po dwudziestu minutach wymiękłam i już drugiej próby nie podjęłam. 🙂
Super 😀 Małe potrafią zmotywować 😉 no i poświęcą się – zjedzą wszystkie cekoladki i lody. The beściaki