Odessa peron nr 1
Ukrainę kocham. Uwielbiam jej folklor i życzliwość ludzi. Wareniki, barszcz czerwony i kiszone liście winorośli. Lubię horylkę i czaj. Kawior i ciemny chleb. Chleb prawdziwy bez polepszaczy.
Kto pamięta czasy PRL również pokocha Ukrainę. Fragmenty tamtej epoki są jeszcze bardzo widoczne i takie sentymentalne osoby jak ja, na pewno świetnie poczują się u naszych sąsiadów.
Do Odessy wybraliśmy się oczywiście pociągiem. Plac karta to wagon otwarty. Nie ma przedziałów, wszyscy śpią piętrowo na łóżkach dość wąskich. Można wykupić pościel i wtedy dostaje się świeże poszewki, wyprasowane, zapakowane w woreczek. Pełna higiena i luksus. Wszyscy w pociągu są na widoku 🙂 Każdy widzi co kto je, pije, czy jakie piżamki preferuje.
Konduktor chodzi i oferuje herbatę czy inne dobra… Herbata kosztuje 7 hrywien. Podawana w prawdziwych szklankach. Zobaczcie sami jakie to piękne!
Mimo ery smartfonów, czy innych fonów, bardzo łatwo nawiązać kontakt z innymi pasażerami. Rozmowy toczą się głośno przynajmniej do północy ( jechaliśmy od 20:40 do koło dziewiątej rano). Jeśli ktoś komuś przeszkadza, po prostu zwraca uwagę i już) Mieliśmy to szczęście, że pociąg był pełen Ukraińców, którzy zmierzali do Odessy kibicować w meczu Ukraina-Finlandia. Od razu poznałam dwóch sąsiadów i po kilku godzinach kaleczenia ukraińskiego i rosyjskiego wiedziałam ile mają lat, gdzie pracują, jak mają na imię ich dzieci… Jeden z nich, Andriej, pracował w Polsce i dość dobrze język polski rozumiał, jednak w pewnym momencie i on przy mnie wymiękł.
Cóż, ciężko mi było wytłumaczyć, że podróż do Odessy to dla mnie swoista przygoda życia, spełnianie marzeń, nie wizyta biznesowa. Młoda – towarzyszka podróży, studentka pielęgniarstwa, dzielnie przysłuchując się naszej rozmowie i wtrącając co nieco chwilami po angielsku, przerywała mi załamując ręce:
– Nie tak lirycznie! Prostymi słowami! Inaczej nie zrozumie.
Niemniej Andriej zrozumiał. Nadał mi przydomek Fox, ze względu na rude włosy. Fajnie brzmią angielskie słowa wypowiadane przez Ukraińców, którzy śpiewnie mówią 🙂
A rano. Powiem wam, że można wyspać się na trzydziestu centymetrach szerokości i stu pięćdziesięciu długości :). Każdy wstał pełen werwy, choć niektórzy zdecydowanie szukali wodopoju 😉
Wakzał. Peron. Ludzie, gwar i od razu bazar. A za bazarem… CDN!
ps 1 Relacja towarzyszki podróży tutaj: KLIK
ps 2 Dziękuję wszystkim, którzy zagłosowali na moje opowiadanie „Zmrożone serce” Opowiadanie zdobyło nagrodę publiczności i wyróżnienie jury! Jestem prze-szczęśliwa! Wyniki tutaj: KLIK
No taki bazarek to ja poproszę u siebie! Zazdraszczam podróży 😉
Gratulacje konkursowe, to co – tort czy szampan? Ewentualnie i to i to 😉
Fajna przygoda… ja od czasu, gdy wylałam na siebie w pociągu gorącą kawę, już nic gorącego nie chcę w podróży…
Taki bazar to Sezam!