Nowakowa

Między szarymi blokami odgłos żwawo stukających butów.

Siwe włosy wymykają się spod wysłużonego spłowiałego kapelusza. Kapelusz zachował resztki zieleni niczym spłowiałej nadziei. Błękitne oczy rozbiegane. Przemieszcza się szybko w betonowej studni. Ubrana w łatany, spłowiały płaszcz i na szyi czerwone duże, okrągłe korale.  Unosi się za nią zapach kiszonej kapusty i skwarek. Zasmażonego tłuszczu i cebuli.

– Kici, kici. – Woła podnosząc wieko śmietnika.

– Kici, kici. – Otwiera raz po raz drzwi klatek w, których domofony już dawno nie działają.

Oddech staruszki staje się krótszy, świszczący. Przysiada na ławce. Z niemodnej, wytartej torebki wyciąga pakunek. Coś poowijanego w gazetkę promocyjną. „Kaufland dla mnie w sam raz”, zestaw promocji sprzed kilku tygodni, pomięty, w plamach tłuszczu. Z papieru wyjmuje kawałek zwyczajnej  i bułkę. Kiełbasę z powrotem chowa do torebki,  a bułkę gryzie, rzucając okruszki przed siebie. Uśmiecha się do zlatujących stadami wróbli.

– Znów kota szuka? Dzień dobry. Dałaby pani spokój tym kotom. Pani Nowakowa! – Przechodząca obok ławki młoda kobieta przystaje.

– Zima idzie, nie mogą biedulki po piwnicach siedzieć!

– Pani Nowakowa, schroniska są.

– U nas w miasteczku nie ma!  A kto się tymi stworzeniami zaopiekuje, jak nie ja?

– Oj, pani Nowakowa. – Kiwa głową kobieta.

Kobieta odchodzi,  a staruszka kończy jeść  bułkę. Jakiś czas między blokami unosi się znajome: kici, kici.

 

Nowakowa jest sama. Mąż zmarł kilkanaście lat temu. Nie płakała za nim długo                 bo„ szorstki” był, jak to sama określała. Dzieci? Dzieci jej się nie udały. Popadły w konflikt z prawem.  Mieszka na parterze. Wychylając się z okna wyrzuca resztki jedzenia dla „stworzeń boskich”. Codziennie. Codziennie w piwnicy zostawia miskę mleka. Sąsiedzi regularnie piszą na nią skargi do spółdzielni. Jakiś urzędnik przychodzi, porozmawia a ona? Ona tupnie nogą aż jej korale podskoczą  i powie:

– To są wszystko stworzenia boskie! Opuszczone, biedne stworzenia. A jakby pan domu nie miał i po piwnicach spał, to co? Jakby tak nagle kubek mleka pan znalazł, to co? Mleka, stworzeniom boskim odmawiacie?

I tak systematycznie co kilka miesięcy. Urzędnicy swoje, Nowakowa swoje.

 

Zapach kiszonej kapusty i czerwone korale. Każdy w okolicy je zna. Niebieskie uśmiechnięte oczy. Siatki na wielkich kołach. Takie same siatki jak czterdzieści lat temu. I korale takie same jak wtedy.

– Pani Nowakowa, może pomóc?

– Dziecko, dziękuję. Póki oddycham, sama sobie poradzę!

Zmęczona dźwiganiem przystanie na chwilę, położy siatki na chodniku, dłonie rozmasuje i idzie dalej.

– Po co oni pozamykali te sklepiki! Taki kawał drogi trzeba iść do marketu. A tam ścisk i kapusta niedobra. Nie taka jak tu, z beczki była,  w warzywniaku koło przedszkola. W głowie ludzkiej się nie mieści. Marketów im się zachciało!

Mówi czasem sama do siebie. Rozmawia z napotkanymi kotami.

– Masz gdzie mieszkać kotku? Masz, bo sierść śliczna. Najedzony jesteś, wracaj do domu.

Bezdomne koty wyczuwają, że właśnie na tym osiedlu mieszka ktoś taki. Snują się za nią. Wyciąga kiełbasę zawiniętą w ulotkę Kauflandową i dokarmia. Przygarnia wszystkie i wypielęgnuje i mleka do miseczki nalej. Ile kotów z nią mieszka? Nikt tego nie wie.

 

Kilka razy dziennie słychać jak u Nowakowej skrzypią drzwi. Nie, to nie goście. Nowakowa wygląda wystawia głowę, spojrzy w lewo, spojrzy w prawo i trzaska drzwiami.  Na listonosza już nie czeka:

– Huncwot jeden, tylko rachunki przynosi! – I, śmiejąc się, częstuje go zawsze ciastem.

Dzieci nie przegania. Nawet jak nagminnie podbiegają i naciskają dzwonek mieszkania, a potem uciekają ze śmiechem,  Nowakowa twierdzi.

– Muszą się wyszaleć, małe urwisy.

I udaje, że z miotłą im tyłki przetrzepie, i biegnie kilka kroków, zadyszy się i wraca powoli. Dzieciak niby przypadkiem się potknie, Nowakowa  takiego złapie i po tyłku miotłą podrapie. I za włosy potarga.

Do południa, kiedy dzieci są w szkołach a rodzice w pracy i tak skrzypienie drzwi słychać. Nowakowa czeka.

 

W grudniu oprócz zapachu kapusty, czuć z mieszkania Nowakowej, aromat miodu i gotowanej pszenicy. Nikt nie robi takiej kutii jak Nowakowa. Częstuje nią sąsiadów. Gotuje kluski z makiem, kapustę z grochem i grzybami. Zakłada najładniejsze sukienki i czerwone korale. Do kapelusza przypina broszę w kształcie klucza wiolinowego. Czmycha do piwnicy z butelką mleka, by nakarmić głodne koty. I czeka…

– Pani Nowakowa, a może przyjdzie pani do nas na wieczerzę? – Pytają sąsiadki.

– Na wilie to trzeba być w domu! Może kto głodny zapuka. I co wtedy? Co wtedy, jak ktoś zapuka, a mnie nie będzie?

Nowakowa jest zawsze. Ubrana w łatany płaszcz i przaśne, drewniane, czerwone korale. Z kapeluszem w kolorze resztek nadziei.  Pachnąca kapustą i skwarkami.  Z torebką w której na pewno jest kiełbasa i bułki. Z butelką zawsze pełną mleka dla zabłąkanych kotów. Z miotłą na sąsiedzkich urwisów i ciastem, dla tego huncwota listonosza. Z setką odpowiedzi  z przytupem, dla tych z urzędu. Z roześmianymi niebieskimi oczami…

Nowakowa jest i czeka…

 

 

4 KOMENTARZE

  1. Wspaniałych świąt Bożego Narodzenia
    spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze.
    Samych szczęśliwych dni w nadchodzącym roku,
    oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej
    życzy kalinaxa

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.