Ręce opadają...
Ręce opadają...

Ręce opadają…

 

Kto mnie zna dłużej wie, że kocham wannę, w wannie pachnącą piankę, ciepłą wodę, siebie i dobrą książkę. Parę dni temu spotkałam się z wieloletnią kumpelę taszczącą ośmiomiesięcznego syna pod pachą. I wypłynął temat wanny…

– Czy przyjdzie taki czas, że nie będę musiała wskakiwać pod prysznic jak po ogień? Już zapomniałam, co to znaczy kąpiel!

Przytuliłam Młodego, mamę pocieszyłam, że owszem czas przyjdzie, ale najlepiej niech od razu produkuje drugą latorośl, niech zęby zagryzie, pierwszy rok jakoś przeżyje, a potem będzie tylko z górki. Dwoje dzieci zajmie się sobą i w wannie będzie mogła spędzać nawet pół godziny! I zawsze będzie mieć pewność, że dzieciom nic się nie dzieje bo wrzaski dochodzące z pokoju będą oznaczać, że żyją. No chyba, że chce u mnie w wannie przyjemności zażywać, ale zważywszy dzielące nas setki kilometrów, nie będzie to ani łatwe, ani systematyczne.

Mamy jesień. I jesienny rytuał. W niedzielne poranki, mamusia wstaje, mknie do łazienki, woda, pianka, książka. Odbijam sobie lata szybkich pryszniców i teatrzyku w łazience. Prywatny Wiking wstaje, kuchnia, lodówka, śniadanie. Od paru niedziel czytam „Ch….ową Panią Domu”. I co niedzielę ten sam schemat.

– Masła nie ma!

– Sprawdź dokładnie! – wydzieram się z łazienki – jest na pewno!

– A jest! Ale nie ma dżemu!

– Jak nie ma, to jest w piwnicy.

– A wędlina? Nie kupiłaś?

Itd… Sto pytań przy lodówce! Zamiast skupić się nad fascynującą lekturą, oczami wyobraźni wędruje po lodówce.

Wczoraj zrobiłam konkretne zakupy, upiekłam chleb, babeczki, po to by spokojnie skończyć „Ch… Panią Domu” Magdaleny Kostyszyn. Zanim społeczeństwo się obudziło, z kawą, pachnącym kadzidełkiem, maseczką na twarzy i włosach zaczęłam spijać literki z kart książki.

ch***owa Pani Domu

Społeczeństwo się obudziło, słyszę jak ścielą łóżka, Szkodniki kłócą się o to, kto co ma robić itp… Słyszę jak Prywatny Wiking podchodzi do lodówki. Otwiera. Uśmiecham się w myślach, wyobrażając sobie jego minę. W KOŃCU WSZYSTKO JEST! Kupiłam twarożki, wędlinki, salami, zrobiłam pastę rybną i jajeczną, są pomidory, ogórki, nawet kawior! Mleko, płatki owsiane, żytnie i kukurydziane….Pieczona dynia, papryka, szczypiorek… Wszystko!

– Jak zwykle nic nie ma do jedzenia… – Słyszę jak mówi. Nie wytrzymuję, wyskakuję z wanny, obkręcam się pierwszym lepszym ręcznikiem, wpadam do kuchni, otwieram lodówkę i po kolei wymieniam wszystko co tylko widzę.

– Czego ci tu jeszcze brakuje????? Nawet kawior jest. W szafkach 7 rodzajów mąki, możesz robić naleśniki, placki, bliny. Masz zakwas i drożdże. W piwnicy dżemy i konfitury, Proszę wędlina, salami, kabanosy… Nosz cholera co chcesz? Stek z mamuta, wątrobę bizona, czy żeberka z tura? Brakuje w tej lodówce tylko ptasiego mleczka…

Wiking patrzy na mnie. Ociekam złością, i ścieka ze mnie woda. Podejrzewam, że na twarzy jestem bardziej czerwona niż różowa Kitty na ręczniku. Wiking łapie powietrze. Może mnie w końcu doceni?

– Nie no spoko, kochanie. Wszytko jest… Ale serka żółtego nie ma, a dzieci chcą grzanki z serem…

@%@%&*&@

I to by było na tyle.

Serka nie ma.

Nosz…

Serka nie ma…

Ręce opadają…
Lodówka moją miłością

15 KOMENTARZE

  1. Jak tylko mój mąż wróci, to podwójnie go uściskam :D. Mój po prostu poszedłby po serek i jeszcze zapytał czy czegoś nie chcę :). Uwielbiam go!

    Do wanny najlepiej wieczorem – wtedy nikt nie je śniadania i problem z głowy :D.

  2. Podziwiam za ilość pracy jaką wkładasz, żeby zapewnić pełną lodówkę. U nas pasty są tylko od święta, a oprócz stałego repertuaru na lodówkowych półkach, rzadko znajduje się coś nowego:p
    I zawsze na zakupach o czymś zapomnę, o czymś co jak się później okazuje, jest NIEZBĘDNE (np. serek;)).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.