Zdjęcie archiwalne: ciasteczka wykonane przez panią R

Ciasteczka pani R

Są ludzie i miejsca, których nigdy się nie zapomina. Im dłużej żyję, tym bardziej się w tym upewniam. Są też smaki, które latami przypominają nam różne wydarzenia! Pamiętacie kożuchy z mleka? W kogo wmuszali picie białego płynu z pływającymi w nim farfoclami? I kto to lubił?
Większość odpowie: nie, nawet nie przypominaj, to było ohydne!
Prawda?

Miałam sąsiadkę. Staruszkę. Z tych życzliwych światu i ludziom. Pokornych o bogatej historii. Pracowałam w pokoju, który graniczył z jej kuchnią. Gotowała. Piekła. Kręciła i mieszała. Pani R.
Pewnego dna poczęstowała mnie ciasteczkami. Niebo w gębie! I za chwilę szczęka na podłodze, kiedy poznałam przepis.

Poznajcie ciasteczka pani R.

Główny składnik: kożuchy z mleka. Najlepiej cała szklanka. Możemy je zbierać kilka dni. Przechowywać w lodówce lub w zamrażarce.
Mąka – 1- 2 szklanki
Masło – 200 g
Z tych składników wyrabiamy ciasto o konsystencji plasteliny. Rozwałkowujemy na grubość ok pół cm i wykrawamy ciasteczka. Możemy je skropić wodą i posypać cukrem.

Dlaczego nie jajkiem? Jak to pani R mówiła, z jajko można było wykorzystać do innego posiłku, woda była tańsza.
Ciasteczka pieczemy w 170 stopniach ok 15 minut aż się zarumienią.

Smacznego.

Pani R była moją sąsiadką. Kimś wrośniętym w moje otoczenie. Kimś takim, z którym przeżyłam niewiele, a jednocześnie tak dużo, że jej odejście mnie zasmuciło. Zostało mi po pani R kilka przepisów, opowieści i smaków. Może dwa zdjęcia. Minęło wiele tygodni nim się przyzwyczaiłam, że jej nie ma.

Dałam temu upust w literkach.
Szkodnikowo jest blogiem kulinarno-wpadkowym, jednak dziś zrobię wyjątek i wkleję tu historię naszej znajomości (opublikowaną na drugim moim blogu W domach z betonu). Pani R i jej ciasteczka zasługują na szczególne miejsce w moim życiu i na moim internetowym kawałku podłogi.

Czasu tak niewiele w nas

Requiem dla pani R

Pod moim sercem biło drugie. Maleńkie. Wtedy poznałam panią R. Przypomniała mi moją Babcię. Krucha, drobna, ale energiczna. Siwe włosy, wręcz białe. Minęłyśmy się na schodach kamienicy, w której kupowaliśmy z mężem mieszkanie. Grzeczne „dzień dobry” i ciepły uśmiech. Popatrzyła na mój brzuch i uśmiechając się szerzej powiedziała:

– To dobrze, że będą obok mieszkać dzieci.

– Jedno dziecko.

– Jest jedno, to potem przyjdzie i drugie.

Popatrzyła na mnie doświadczonym wzrokiem.

Ile siły życiowej było w pani R!

Urodziła się Pierworodna. Pani R przyszła z upominkiem. Kilka drobiazgów od sąsiadki. Ciepło mi się na sercu zrobiło.

Pierworodna rosła. Z panią R wymieniałyśmy grzecznościowe „dzień dobry”, rozmawiałyśmy o pogodzie, wysypce Pierworodnej, drożejącej wodzie, czy innych, codziennych drobiazgach. Pani R zawsze Pierworodną głaskała po włosach, jak kiedyś mnie Babcia… Kiedy Pierworodna miała 3 lata urodziłam Młodszą. I znów pani R przyszła z upominkiem dla dziecka. A kiedy mijałyśmy się na klatce, zawsze głaskała maluchy po włosach.

Czas płynął. Za kamienicą pani R miała ogródek. Kolorowa rabatka, poziomki i parę jarzyn. Poziomki kusiły maluchy. Dzieciaki jeździły naokoło kamienicy na plastikowych autkach i te poziomki podkradały.

– Pytałyście się pani R, czy można się poczęstować?

Spuszczone główki były odpowiedzią na moje pytanie. Przepraszałam panią R za szaber dzieci, a ona:

– To są tylko dzieci! Z czasem się nauczą pytać. Nie złość się na nie!

Dzieciaki dostawały reprymendę a i tak, za jakiś czas, widziałam ślady poziomek na radosnych buziach. Pani R stała na balkonie i zanim cokolwiek zdołałam powiedzieć, mówiła:

– Ja im pozwoliłam! Naprawdę, mogą jeść poziomki!

Do tej pory nie jestem pewna, czy pozwalała im jeść te poziomki, czy radował ją widok podkradających się maluchów po czerwone jagódki…

A na tej lipce, na tej zielonieńkiej

Trzej ptaszkowie śpiewają

Latem dzieci siadywały na kocyku pod lipką, koło trzepaka. Lipa słodko pachniała, dzieci wesoło się przekrzykiwały.

– Jedno dla ciebie, drugie dla ciebie, trzecie dla ciebie, czwarte dla mnie!

– Skąd macie ciasteczka? – Zapytałam, od razu sięgając po jedno. Mała gwiazdka rozpłynęła się w moich ustach. Jakie to było pyszne! Mało słodkie, maślane i…. Nie mogłam odgadnąć, z czego dokładnie ciasteczko było zrobione.

– To od pani R! Pyszne! Mamo! Przeeeeepyszne!

Odnosząc talerzyk, podziękowałam za poczęstunek i zapytałam o przepis.

– Oj dziecko! Kiedyś nic się nie marnowało. To ciastka z kożuchów z mleka. Zbiera się kożuchy, wkłada do pojemnika i do zamrażalnika. Jak mam taką ilość, jak mniej więcej szklanka, dodaję masło i mąkę i już.

I już! Tak proste, a tak smaczne!

Kiedy dzieci miały urodziny, zapraszały przyjaciół. Urodziny zawsze były głośne i radosne. Kawałek tortu Młodsza lub Pierworodna zawsze zanosiła pani R, przepraszając za akustyczne niedogodności. W końcu dzieliła nas tylko cienka ściana.

– Ale to cudownie, słyszeć śmiech, śpiew dzieci! Nie przeszkadza mi to, że się bawią!

I tak minęło kilka lat. Częstowanie tortem, podkradanie poziomek, częstowanie ciasteczkami było stałym elementem naszego życia. Jak pory roku. Maluchy podrosły. Donośne „dźjień dobly pani L” zmieniło się w wyraźne „dzień dobry pani R”. Poziomki jednak nie przestawały dzieci kusić i nadal nie jestem pewna, czy zawsze pytały o pozwolenie… A ciasteczka, nie przestawały być przepyszne. Latem regularnie pani R je przynosiła i dzieciaki chórem dziękowały tak głośno, że dwie ulice dalej było je słychać. A potem dzieliły między siebie równo! Sprawiedliwie.

Zimą nieczęsto widywałam panią R. Szkoły, przedszkola, praca, studia. Moc obowiązków, większość poza domem. Ostatniej zimy nie zauważyłam, że pani R rzadziej wychodzi z domu.

Wiosenne słońce wyciągnęło dzieciaki przed kamienice. Radośnie biegały, jeździły na rowerkach. Wychodziłam z domu, by załatwić sprawy urzędowe w mieście. Zamykając drzwi zauważyłam jak ratownicy wchodzą z noszami do klatki. Serce mi podeszło do gardła. Zobaczyłam znajomą postać w czerwonym uniformie.

– Co się stało? Do kogo idziecie?

– Do pani R.

– Co??? Czyżby zawał? -To przecież staruszka pomyślałam. Nigdy nie myślałam o tym, ile może mieć lat.

– Naprawcie ją! To dobry człowiek jest!

Znajomy ratownik popatrzył na mnie i zrobił szczególny gest dłonią, symulujący stworzenie chodzące do tyłu.

– To raczej już niemożliwe…

Jakże nie mam smutną być?

Wróciłam z urzędu, usiadłam w kącie i się rozpłakałam.

– Dlaczego? Dlaczego? Czemu nic nie powiedziała?

– A ty, komukolwiek o swoich kłopotach mówisz? – Odpowiedział pytaniem na pytanie, mój mąż.

Wstałam i powiedziałam dzieciom, że pani R jest chora. Na pewno przyjemnie by było, jakby dostała laurki od małych sąsiadów.

Pani R. kilkanaście dni później zgasła. Z klepsydry dowiedziałam się, że miała blisko dziewięćdziesiąt lat. Sądziłam, że z dwadzieścia lat mniej…

Zamknęłaś drzwi, wybiegłaś z domu nie ma nic…

Maj miałam bardzo ciężki. Mnóstwo nauki przed sesją. Siedziałam przed kamienicą obłożona podręcznikami. Na powietrzu chyba łatwiej chłonie się wiedzę. Dzieciaki przy kamienicy szalały. Nagle zrobiło się cicho. Za cicho. Podniosłam głowę i popatrzyłam jak stoją przy balkonie pani R zwrócone w stronę ogródka.

– Chcecie poziomki? – Podeszłam i zapytałam kilkulatki. – O pozwolenie trzeba zapytać pana R.

– Nie. Te poziomki, już nie będą smakować,jak dawniej. Pani R już nigdy więcej nie pogrozi nam z balkonu. I nigdy już się do nas nie uśmiechnie…

Tej wiosny, nie zauważyłam by dzieci miały umorusane czerwonym sokiem buzie.

Po podłej nocy, podły dzień…

– Mamo, co robisz?

– Zbieram kożuchy. Jeszcze z dwie niedziele i upiekę z nich ciasteczka.

– Takie jak pani R?

– Tak!

Obawiam się, że przygotowując ciasteczka posolę je nieco łzami…

Czasu tak niewiele
Jeszcze dwie niedziele

Nie tylko panią R zabrał „ten, co chodzi do tyłu” Poniżej teledysk ku pamięci Agnieszki Barć, wokalistki zespołu Żmije. Teledysk powstał przy współpracy Chutoru Gorajec i zespołu Żmije. Kręcony na Roztoczu w okolicach Gorajca.

Requiem dla pani R jest w wersji do posłuchania w darmowej aplikacji Audio-blog.

noclegi

6 KOMENTARZE

  1. Pięknie powiązałaś tematy i chociaż nie znałam pani R wzruszyłam sie bardzo. To dobrze, gdy możemy doświadczyć obecności takich osób w naszym życiu, tez takie spotykam i przyszedł mi kiedyś do głowy pomysł, by o kilku napisać na blogu, dlaczego tylko o celebrytach mamy czytać? Zwykli ludzie mają ciekawsze historie…

  2. No wiesz, ja tu sobie planuję październik bez słodyczy a ty mi tu takie pomysły i takie historie podrzucasz! Ale za to do listopada pewnie się uzbiera kożuchów akurat na ciasteczka 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.