Kołowrót
Zimowe słońce otula góry i rzekę ciepłym blaskiem. Na drzewach nie drgną nawet liście. Pogoda zachęca do powolnego snucia się przy brzegu. Nic tylko karmić kaczki, robić zdjęcia czy po prostu podziwiać zieleniące się w oddali góry.
Wychodzę i ja na spacer. Mijając rodziny, zakochane pary, biegających z pupilami amatorów sportów słyszę słodki głos dzieci.
– Mamo, mamo daj bułeczkę! Nakarmimy kaczuszki!
– Mamo! Popatrz! Jaka mała biała kaczuszka! Jaka śliczna! Jak urośnie dalej będzie biała? – Kilkulatka biegnie podskakując nad rzekę. Za nią próbuje nadążyć jej młodsza siostra.
– Cio to? Ptasiek?
– Kaczuszka kochanie.
– Kaciuśka. Daj bułećkę ptaśkowi.
– Kaczuszce kochanie. To jest kaczuszka. A tam daleko to są łabędzie.
– Jak z bajećki?
– Tak.
– Ja ptaśki nakarmię!
– Kaczuszki.
– O tak!
Maluszek rzuca kawałek bułki, a ta upada zbyt blisko, by kaczki do niej podeszły. Mama podnosi bułkę, wkłada do rączki dziecka i pomaga mu rzucić dalej. Maluch z radości klaszcze w dłonie. Po chwili siadają na ławce, a najmłodsza dziewczynka co chwile klaszcze w dłonie, z radości na widok psa, helikoptera czy innych szczegółów, które przyciągnęły jej uwagę.
Kieruję swoje kroki na drugi brzeg. Lubię odgłos obcasów stukających po moście. Przystaję na środku i w przejrzystej wodzie wypatruję ryb. Jest ich niemało. Z przybrzeżnej knajpki docierają do mnie melodyjne słowa: „- A ziemia toczy, toczy swój garb uroczy, toczy, toczy los”.
Na drugim brzegu, mniej spacerujących. Podchodzę do rzeki i zanurzam dłonie w zimnej wodzie. Kaczki oczywiście od razu podpływają. Zaczynam szukać w torebce jakichś ciastek, albo zapomnianej kanapki. Niestety nic nie znajduję, jednak kaczki nie wracają rozczarowane do rzeki. Podchodzi młody mężczyzna podtrzymujący pod ramię staruszkę. Białe kosmyki wystają spod beżowego kapelusika.
– Proszę mamo, kawałek chleba, rzuć kaczkom.
Staruszka z dziecięcym zapałem stara się, rzucić chleb jak najdalej. Chleb upada jej pod stopy. Mężczyzna podnosi fragment kromki, wkłada w dłoń staruszki, delikatnie odwodzi rękę staruszki do tyłu i pozwala jej „rzucić” chleb. Kromka upada dalej, kaczki natychmiast podpływają, a staruszka klaszcze w dłonie z radości. Sytuacja powtarza się kilka razy.
– Te ptaszki się cieszą!
– Kaczki, mamo.
– A tak! Zapomniałam! Kaczki.
– Tak mamo. Cieszą się.
– Masz jeszcze chlebek? Dla ptaszków?
– Kaczek, mamo!
– A tak! Zapomniałam! Kaczek.
– Mam, mamo.
– Daj, rzucę ptaszkom.
– Kaczkom, mamuś!
– To tak trudno zapamiętać!
– Mamo. Kaczki! A te większe tam w oddali to łabędzie. Widzisz.
– Łabędzie. Chyba coś pamiętam! Taka bajka była. O tych ptaszkach, co w łabędzie się zmieniały.
– Brzydkie kaczątko. Mamo, kaczki. Te ptaki to kaczki.
Mężczyzna powoli prowadzi staruszkę na ławeczkę. Siadają. Kobieta, co chwile klaszcze w dłonie z radości, to na widok zabłąkanego pieska, to na widok przelatującego helikoptera i innych szczegółów, które zwracają jej uwagę.
Moje obcasy zaczęły znów wystukiwać charakterystyczny rytm na moście.
Takie oczywiste, a tak plastycznie przedstawione! Czekałem na twoje literki!
Dziękuję 🙂
I tylko po środku nie klaszczemy i nie cieszymy się, bo nie mamy na to czasu. Biegniemy przez życie i nie zauważamy kaczek i lecącego helikoptera!
Pozdrawiam 🙂
Wzruszyłam się. Dobre zestawienie. A wzruszyłam, bo te ptaszki, które są już tylko ptaszkami, takie mi bliskie.
Ty to potrafisz…
Świetny artykuł! Skąd czerpiesz inspiracje kiedy nie masz pomysłu na tematy artykułów?
Życie jest inspiracją…
Trafiłam tu po raz pierwszy i na pewno nie ostatni, pd warunkiem, że życie będzie ciebie inspirować wciąż tak samo 🙂