Anty-matka
Właśnie zdobyłam pierwsze miejsce jako Anty-matka roku… Ale po kolei.
Dzień zaczęliśmy o 6 rano. Normalnie. Szkodniki do placówek edukacyjny, Prywatny Wiking na jakieś zlecenie pojechał a ja miałam kilka spraw na mieście, później uczelnia i pędem na 15:15 do Szkodnika Młodszego na jesienne, przedszkolne przedstawienie. Super! Mała śpiewała, tańcowała i ogólnie radością tryskała. Na przedstawienie dotarł również PW. Całą watahą po teatrzyku ruszyliśmy na zajęcia baletowe dziewczynek. Trzeba było się śpieszyć bo to na 16.00.
PW został z dziewczynkami a ja pobiegłam do domu przygotować obiado-kolację.
Minął czas zajęć.
Przyjeżdżają Szkodniki i PW.
– Jak ty dziecko ubierałaś po przedstawieniu? – PW zagląda do mnie już działającej przy biurku.
– Normalnie. Bluzeczka, kurteczka, czapeczka.
– A butów to nie łaska dziecku założyć? – Wyciąga kapcie Szkodnika Młodszego i pokazuje. – W tym poszła na zajęcia baletowe i wróciła do domu. Dobrze, że autem!
Ot ja matka… Anty-matka! Ot życie 😉
W sumie to PW też nie zauważył, że Młoda w różowych pantofelkach tuptała, Szkodnik Starszy też… No, ale wina jak zwykle mamusi 😉 Chyba soczewki czas wymienić na mocniejsze.
Anty-matka
Nasz dzieciak do ok 10 roku życia unikał obuwia jak ognia z pierwszym cieplejszym dniem. Kiedyś dopiero w galerii 30 km od domu dopiero odkryłam, że pojechała boso. Chłop oczywiście, że jak ja mogłam, a ja że nie mam zamiaru pilnować takiego wielkiego człowieka. Który był oczywiście zadowolony i nie widział problemu 🙂 Jakby to było pierwszy albo ostatni raz hehehehe…