Porządny poniedziałek…
Zasypana jestem papierami, książkami i innymi „ami”. Mały pokój w którym jest sypialnia i biuro zarazem stał się ciaśniejszy. Wymyśliłam sobie małe przemeblowanie. Od rana segreguję papierki na te, które muszą być pod ręką, te które można odłożyć do archiwum, opisać i wynieść do piwnicy i te, które po prostu można wyrzucić.
Dzwonię do Prywatnego Wikinga.
– Posegreguję wszystko i jak wrócisz to pomożesz mi przesunąć regał koło szafy, biurko dosunie się do ściany i będzie przestrzennej.
– A zmieści się regał koło szafy?
– Tak na oko to chyba tak….
– Zmierz jakoś.
Chwytam za pierwsze co mam pod ręką czyli ładowarkę do telefonu. I tak przykładając kabelek do ściany wychodzi mi, że raczej się zmieści.
– Czym mierzyłaś?!
– Kabelkiem…
– Kobieto! Nie masz metra krawieckiego?! Co z ciebie za gospodyni?
– Nietuzinkowa 😀
Szkodniki! Szkodniki mają metr! Ciągle coś kroją i szyją. Zaczynam mierzyć a PW na głośno- mówiącym daje mi instrukcje.
– Zmierz szafę.
– 80 cm.
– Zmierz półkę.
– 64 cm.
– Ściana ma 140 cm.
– To się nie zmieści?
– No raczej…
– Cholera! A taki dobry miałam plan!
– Może biurko dasz na drugą ścianę?
– Nie chcę siedzieć tyłem do drzwi… Nie da się tej półki jakoś zwęzić? Stanowczo za małe mieszkanie mamy!
Eh! I jak mam teraz przemeblować to wszystko? No jak? Wszystko przez ten metr krawiecki! Kabelek pokazywał, że się zmieści… Nigdy więcej metra krawieckiego nie wezmę do ręki.
No i foch 😉