Tatusiowe święto
Tato Wiking dostał dziś tort z różową posypką.
– Nie było dzika w śmietanie?
I pochłonął prawie połowę…
Szkodniki przyniosły mu laurki. Trzepocząc rzęsami wręczyły. Uwielbiam ich te uśmiechy, takie lekko zawstydzone. Laurki zostały wpięte do terminarza taty…
Dziś jest z nami nasz PW. Wkurzam się na niego, bo niestety przyzwyczaiłam się być w większości sama… Z drugiej strony wiem jak tęsknią dzieci sąsiadów, których tatusiowie są bardzo, bardzo daleko… PW ciągle coś wynajduje i mi wytyka 😉
– Karmisz czasem rybki?
– No raczej.
– Mało ich.
– Zdechły z przejedzenia jak ty ich karmiłeś.
– Skoro jesteś na diecie nie oznacza to, że wszyscy w domu muszą na niej być…
—–
– Co gotujesz?
– Robię kotlety z marchewki w sosie czosnkowym.
– Nie ma mięsa?
– Jest, ale nie byłam na polowaniu.
Zjadł cztery!
—–
– Dziś twoje święto, kupić ci kwiatka, trunek czy może coś innego wolisz?
– A został jeszcze kawałek tortu? Albo skocz po jakiegoś kurczaka.
—-
– Fajne nam te córki wyszły no nie?
– Pyskate jak ty.
– Chyba raczej ty…
– Ty plus ja i u nich się spotęgowało…
—-
Wpada mała córeczka sąsiadów. Prawie dwuletnia.
– Tatuś. – Zagaduje do Wikinga.
– O jak miło.
– To z okazji twojego święta pewnie.
– Mamuś. – Malutka zwraca się do mnie.
– Czy ja o czymś nie wiem?
Dzień jak co dzień 😉 Po trzecim podejściu tort zniknął.
A w tym momencie na niebie ukazała się piękna tęcza.
– To dla tatusiów na całym świecie. – Stwierdza Szkodnik Starszy.
Dla tatusiów. Najlepszego.
Różowy tort i tęcza:-) i tylko PW jak słoń w składzie porcelany niestety…
Taki już jego urok 😉