Matka na zwolnieniu… dosłownie na biegu wstecznym ;)

Matka na zwolnieniu… dosłownie na biegu wstecznym 😉

Cały poniedziałek Prywatny Wiking spędził w szpitalu na badaniach po których okazało się, że będzie żył tylko leki i rehabilitacja konieczne. Coś mu szwankują nerwy w łopatce czy coś takiego a na badania poszedł bo cegła go zaatakowała (czy też pustak) i Szkodnikom nie woniał jak zwykle, maścią smarowany. Generalnie to wcale a wcale się o niego nie bałam, zakładałam od razu, że będzie dobrze. Spokojnie pełna wiary w medycynę i zdolne ręce masażysty tudzież masażystki udałam się na spoczynek.

Godzina pierwsza w nocy – coś mnie kuje w prawym boku i ze snu wybudza. Wiercę się i wiercę na tym łóżku i wiadomo co mnie trafia. Wtorek to zajęcia od 8.00 do 20.00 czyli muszę być wyspana. Ból się zwiększa. Zażyłam ibu-cośtam i próbuje się położyć. A gdzie tam! Myślę. Dzwonić po pogotowie nie ma sensu bo dzieci tylko przestraszę. Druga w nocy. Ubieram się i oznajmiam już ze łzami z bólu w oczach, że idę na nocny dyżur do naszej przychodni. Coś tam PW protestował, ale moje logiczne wywody, że to dwie ulice dalej, trzy minuty spacerkiem i spacer mi dobrze zrobi go przekonały. Poszłam. Idąc podziwiałam księżyc co do pełni się zbliżał i tak pojękując chwilami, stwierdziłam, że nawet kiedy bym zawyła w obliczu tak pięknej świecącej tarczy zrozumiałe by to było…

Lekarz mnie pomacał, dotykając miejsca pod prawym żebrem podskoczyłam i już prawie wbić zębami w rękę mu się miałam ale zdrowy rozsądek zwyciężył. Bolało jak sto bandytów. Zaaplikowali mi jakiś zastrzyk, odczekałam 15 min, ból minął i poszłam do domu. Rano udałam się do rodzinnego, wepchnęłam się bez kolejki (w sumie legalnie – legitymację mam), bo przecież miejsc jak zwykle nie było.Doktor zbadał, zaaplikował drugi zastrzyk i skierował na USG.

– Najbliższy wolny termin 23.03

– I jak tak w niepewności, pojękując z bólu 20 dni mam egzystować i żyć?

– No chyba, że lekarz napisze, że na cito.

Dorwałam lekarza i dopisał.

– Piątek o 16.00.

Wtorek cały przespałam. Noc przespałam i nadal śpię. Znaczy się budzę się, coś robię, ogarniam Szkodniki, mówię, że na chwilę matka musi się położyć,  bo na stojąco zaśnie i okazuje się, że spała dwie godziny.

Dziś koło 18-stej. Wybudzam się z tej niby drzemki. Otwieram oczy a tu dwa Szkodniki stoją i wpatrują się we mnie.

– Wiesz, co mamo?

– Co dziecko? Głodne jesteście? Zaraz wam kolację zrobię!

– Nie, jeszcze nie. Tosty zrobiłyśmy sobie. Mamo? A ty to zamierzasz już tak zawsze spać? Całe życie przespać?

– Nie… no raczej nie…

– No bo okazje ci koło nosa przelecą. Sama mówisz, że ludzie jak śpią to im okazje koło nosa przelatują!

Ot Szkodniki jedne! 😉

Byle do piątku. Kiedy będę wiedzieć co tam we mnie w środku siedzi to to naprawię.  Choć nie powiem, że przez moment miałam ochotę skorzystać z rady lekarza:

– Trzeba napić się alkoholu jakiegoś, położyć na przystanku i zadzwonić na policję. Takie osoby od razu mają komplet badań wykonany…

Ot życie… 😉

3 KOMENTARZE

  1. Ale jaki pustak go zaatakował? Ja?! 😀 Zdrowia życzę i stwierdzam, że mój lekarz jednak jest cudowny. On USG robi od ręki. Dlatego trwam przy nim, choć strajkował. 🙂 Pozdrawiam. 😀

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.