Zatrzymane chwile szczęścia
Co jakiś czas przez sieć przelatują różne łańcuszki i wydarzenia. Większość z nich nawet nie zauważam, jednak jedno z wydarzeń przykuło moją uwagę. „Zakładam Słoik Szczęścia”
Na czym polega Słoik Szczęścia?
Przez cały rok, każdego dnia, zasiadasz na chwilę wieczorem przed skrawkiem kartki i zapisujesz najszczęśliwszy moment danego dnia.
To nie musi być nic dużego, widocznego, a drobnostka, która sprawiła, że cały dzień mieliśmy dobry humor, albo poprawił się on nam dopiero wieczorem.
Nawet w smutne, pozornie nieobfitujące w szczęśliwe momenty dni można dostrzec coś pozytywnego, co się nam wydarzyło. I to zapiszmy.
Po 52 tygodniach, 365 dniach otwierasz Słoik Szczęścia i czytasz i… oczom nie wierzysz.
W życiu liczą się drobne chwile, o których zapominamy. Pomóżmy sobie o nich nie zapomnieć.
Usiadłam przy biurku i stwierdziłam czemu nie? Świat zalewa nas dołującymi informacjami, tragediami i zamachami. Przygniata nas drożyzna, kurs franka i psujące się auto. Choroby najbliższych i mnóstwo spraw do załatwienia na wczoraj. Jak uczyć dzieci pozytywnego nastawienia do świata jeśli sami wciąż myślimy o problemach? Czyż nie lepiej przed snem pomyśleć o czymś pozytywnym?
Znalazłam odpowiedni słoik. I co się okazało? Od kilku dni WYBIERAM jedną z wielu pozytywnych chwil by ją zapisać. Dziś także usiadłam i w końcu napisałam list do swojej Bliźniaczki. Naprawdę, tyle pozytywnych myśli i emocji a trudno było przelać je na papier 🙂 Jutro spokojnie podejdę na pocztę i wyślę list do Fundacji a Fundacja przekaże list właściwej osobie…
– Mamo, co piszesz? Pyta Starszy Szkodnik.
– Notuję pozytywne chwile. Ten słoik to taka specjalna skarbonka. Mam nadzieję, że uda mi się zapełnić go po brzegi.
– A co tam napisałaś?
– Napisałam list do Bliźniaczki. Tej pani co była chora a mama jej szpik oddawała i teraz zdrowieje. Pamiętasz, kiedy byliśmy w Krakowie i mama była w klinice. – Wyprzedzam pytania Szkodnika i od razu wszystko wyjaśniam.
– Aha! I to jest pozytywne… A ja bym coś innego napisała.
– Co takiego.
– Jak od-lodziłaś dziś znowu mopa, uratowałaś nas przed pająkiem i posłodziłaś sos pieczarkowy…
– 🙂 To raczej wpadki matki…
– Ale sos pieczarkowy zawsze to możesz słodzić. Dobry był, naprawdę!
No tak, znów zostawiłam mopa na balkonie i wyciągałam z wiadra bryłę lodu, pająka zamordowałam z zimną krwią fioletowym kapciem rozmiar 36 a do sosu wrzuciłam łyżeczkę cukru zamiast soli bo jak zwykle zamyślona sięgnęłam po nieodpowiedni pojemnik.
Może trzeba było od razu trzy słoiki przygotować a nie jeden… 😉
Ot życie 😉
Świetny pomysł. Nie robię weków, więc mam mnóstwo wolnych słoików! Zapełnianie czas zacząć. 🙂
Szczęście trzeba pasteryzować 🙂