Ziemia dla jednych jest matką, a dla drugich macochą. Ezop
Kijki miarowo stukają. Wędruję drogą za miastem. Skręcam na skrót, ścieżkę koło rzeki. Raz, dwa, raz, dwa. Szum rzeki, zapach mokrej trawy i świergot ptaków. Oddycham głęboko, tak by upić się tlenem. Moje myśli wędrują tysiące kilometrów dalej. Marzę o pewnym miejscu i nie słyszę cichego dzwonka za sobą. W ostatniej chwili odskakuje na bok, lecz jeden z kijków trąca szprychy i rowerzysta ląduje na boku a ja upadam w pokrzywy.
– Przepraszam panią!
– Nie szkodzi. Zdarza się.
– Zadrapała sobie pani kolano.
– Jaka pani? Przedstawiam się starszemu panu. Okazuje się, że łańcuch spadł.
– Stary rower jak i stary właściciel!
Zaczynamy rozmawiać. Pomagam starszemu panu pozbierać zakupy, które wypadły podczas zderzenia. Olej, mąka, cukier, herbata i inne zwyczajne rzeczy – marki pobliskiego marketu. Przyglądam się dłoniom. Starym dłoniom. Twardym i popękanym. Spracowanym. Dłonie, zakupy, rower, ubranie wiele mi mówi o tym człowieku. Jeszcze więcej jego własne słowa o samotności bo córka w twoim pewnie wieku w Anglii a syn w Irlandii a ja tu żonę pochowałem i gdzie mam jechać jak tu jej grób jest, byłem u córki, ale tam jak ten pies obcy się czułem, tu moja chatka tam we wsi i co z tego, że renta mała, no bo jak dom opuścić, człowiek w swoim domu umrzeć powinien…
Słucham przykładając liść babki do krwawiącego kolana. Patrzę w oczy starszego pana i czy to zapach chabrów rosnących obok czy jego szare, świetliste oczy, nie wiem, przenosi mnie kilka dekad wstecz…
—–
– Babciu zrobiłam bukiecik! Mała dziewczynka podskakując chwali się chabrami znalezionymi na łące.
– Piękny! Usiądź dziecko, barszczyku zjesz! Taki jak lubisz.
Dziewczynka siada przy stole i ze smakiem zjada barszcz. Nagle słychać pukanie. Babcia podchodzi do drzwi. Zaprasza kogoś, lecz ten ktoś nie wchodzi. Dziewczynka szybko kończy obiad i wybiega przed dom. Na ławce pod parasolem z wysokich malw siedzi staruszek. Mimo gorąca w długim płaszczu. Broda sięga mu prawie do pasa. Cały taki jakiś szary. Tylko oczy mu się świecą.
– Dzień dobry – Grzecznie wita się dziewczynka.
– Dzień dobry – cicho, niskim głosem odpowiada przybysz. Wychodzi babcia z domu z największym talerzem po brzegi wypełnionym parującym barszczem.
– Macie Janie na zdrowie! Zaraz wam jeszcze herbatki z sokiem malinowym przyniosę. I bułkę z serem.
– Nie trzeba! Talerz zupy wystarczy!
Babcia jednak znika w domu i przynosi herbatę w musztardówce i kilka wielkich bułek drożdżowych. Siada obok gościa i bierze dziewczynkę na kolana.
– Takiego barszczu jak Danka to nikt nie gotuje! A bułki! Dance najlepsze w powiecie wychodzą. Nawet i w województwie lepszych nie ma. A wnuczka to rośnie jak te bułki na drożdżach! Ile masz lat panienko?
– Sześć.
– Sześć. Jak moja miała… Staruszek zamyślił się. Zjadł, podziękował, uścisnął dłoń babci i ruszył w drogę.
Dziewczynka podskoczyła do domu, wyciągnęła chabry ze słoika i pobiegła za staruszkiem.
– To dla ciebie bukiecik.
-Dziecko dziękuję. Ja bukietów mam całe łąki na świecie! Serduszko masz szczere jak te chabry.
Staruszek wziął bukiet. Uklęknął i pocałował dłoń dziewczynki.
– Dziękuję. To najpiękniejszy prezent jaki dostałem.
Dziewczynka czuła zapach ziemi, łąki, tytoniu i bliżej nie określony aromat… Kurzu? Niezbyt przyjemny. Jednak małą rączką pogłaskała mężczyznę po brodzie. Staruszek wstał i poszedł w stronę pól. Dziewczynka podbiegła do drogi i patrzyła jak jego postać się powoli oddala. Szary płaszcz i niebieska plama z chabrów w okolicy serca. Szedł nieśpiesznie, drugą ręką gładząc kłosy pszenicy. Wyglądał jak szary okręt na złocistym morzu.
– Babciu a ten Jan to nie ma domu?
– Ziemia jest jego domem.Dom Jana i jego rodzinę spalono podczas wojny. Żonę i dzieci. To były straszne czasy dziecko. Jego akurat nie było we wsi. Od tamtej pory nie wszedł już nigdy do żadnego domu bo żaden to nie jest jego, jego rękami nie został zbudowany. Wędruje po okolicznych wioskach i zatrzymuje się u ludzi co mają dobre serce. Jedni mu dają zjeść, inni paczkę papierosów a inni jakieś ubranie a czasem wódki dostanie. Śpi chyba w lesie. Tam wiele ziemianek po partyzantach zostało. Kiedyś jak był młodszy to czasem pracował. Oho ho jak on kosił! Kosa w jego rękach śmigała aż miło! Ile on teraz ma lat? Z 80 będzie. A popatrz jak prosto się trzyma. Ciało ma zdrowe, tylko serce zmrożone.
– Co to znaczy?
– Kiedyś zrozumiesz. Tylko pamiętaj, żeby zawsze głodnego nakarmić! Talerz zupy nie tylko ciało rozgrzewa. Chociaż tyle można dla niektórych zrobić. Tyle, bo czasu cofnąć nie umiemy!
—-
– Mogę zaprosić pana na obiad? – Nagle staję się znów sześciolatką.
– Oj dziecko nie trzeba. – Staruszek zaprotestował. – Ja sobie radę daję. Nauczyłem się być samodzielny i samotny.
Zerwałam kilka chabrów.
– Proszę.
Staruszek pogłaskał mnie po głowie jak malutkie dziecko. Każde z nas poszło w swoją stronę. Czy spotkamy się jeszcze? Możliwe. Lubimy ten sam skrót do M. Po prawej stronie rzeki. A może po lewej… Wracając do domu skręciłam na bazarek. Kupiłam jarzyny. Dziś ugotuję barszcz. Taki jak babcia gotowała. Taki co ogrzewa ciało i serca. Każdemu… Może i moje ogrzeje…
Śnieg zasypał dzisiaj wszystkie drogi
Niewinnością białym płaszczem
Twoich śladów nie wypatrzę
Nie mam cię na zawsze
Fragment: Kayah – Nie ma nie ma Ciebie
Imiona zmienione.
Ava, zawsze się wzruszę czytając Twojego bloga!
Ja zwykle – pięknie i pod serce 🙂 Pozdrawiam 🙂
W pełni się z tym zgadzam. Warty do przeczytania jest praktycznie każdy wpis.
Odkryłam ten blog i każda przeczytaną historię kończę łzami, bo tak pięknie o sprawach trudnych i zwyczajnych w tak niezwykły sposób napisane. Dziękuję